Gdyby dzień wcześniej ktoś zapytał mnie, czego spodziewam się po fotografowaniu porodu, powiedziałabym „że może będzie szybki i nie zdążę”. Każda rodząca, każda położna i doula uśmiechnęłyby się słysząc jak bardzo naiwne było moje wyobrażenie o narodzinach człowieka. Dla ścisłości dodam – nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w porodzie, ani z aparatem ani bez niego. To był mój pierwszy raz i naprawdę się bałam, że nie zdążę, a finalnie okazało się, że byłam na miejscu jakieś 10 h przed narodzinami.
Fotografowanie porodu to jednocześnie najbardziej nieziemskie i najbardziej przyziemne doświadczenie, w jakim uczestniczyłam. W dodatku trafił mi się naprawdę przepiękny, domowy poród, który odczarował moje wyobrażenia i zasiał ziarenka (jakąś tonę ziarenek), że chcę więcej. Miałam tę okazję dzięki otwartości Miśki i Kamila, mojej pary ślubnej. Tutaj chciałabym dodać kilka wzniosłych słów o wdzięczności, jaką mam wobec ludzi, którzy dopuszczają mnie do siebie w tak ważnych momentach życia. A że we wzniosłości jestem słaba, to napiszę tak, jak to myślę „jestem tak wdzięczna, że rozwala mi głowę, że mogę to robić”. Naprawdę <3
Wsparciem w porodzie były położne Gosia i Ewa oraz doula Ania – jeśli chcecie rodzić w Białymstoku, to zapamiętajcie te imiona 🙂





















kontakt@historieobrazkowe.pl
📍 Białystok, Podlaskie
@historieobrazkowe
